A gdyby marzenie PO się spełniło… O potencjalnych skutkach przesunięcia wyborów

Politycy PO i sprzyjające jej media mówią tak: wprowadźcie stan nadzwyczajny (fot. arch. PAP)
Szczerze nie rozumiem zaślepienia, z jakim niektóre media od tygodni (!) idą grzecznie za tematem zastępczym pt. „Przesuńmy wybory”. Rozumiem, że dla niektórych (szczególnie dla jednej kandydatki na prezydenta RP) to może być istotne, bo można dzięki temu odwlec nieuchronną porażkę, ale jeśli pomyślimy chwilę o obywatelach, to naprawdę dla nich co innego jest teraz ważne. Nie takie są dla nas wszystkich prawdziwe priorytety.

Profesor o stanie nadzwyczajnym i konstytucji. „Brak przesłanek”

Wprowadzenie w takich warunkach stanu klęski żywiołowej godziłoby w zasadę wyjątkowości stanów nadzwyczajnych – zapewnia w rozmowie z portalem…

zobacz więcej

Niestety niektórzy politycy mają od lat tą samą skłonność do udowadniania całemu światu jak bardzo ich spojrzenie na rzeczywistość odbiega od realnych problemów wyborców, których przecież próbują do siebie przekonać.

Jak pokazuje praktyka – wyniki kolejnych wyborów nie są w stanie ich niczego nauczyć. Ale ok, podejdźmy na chwilę na poważnie do tematu nr 1 dla PO (której kandydatką na prezydenta formalnie wciąż jest Małgorzata Kidawa-Błońska), czyli „przełożyć wybory 10 maja!!!!!!”

Jakby się to miało stać?

Politycy PO i sprzyjające jej media mówią tak: wprowadźcie stan nadzwyczajny. Dlaczego? Żeby przełożyć konstytucyjny termin wyborów. Już pal sześć, że celem stanu wyjątkowego nie jest zmienianie terminu wyborów, ale ok – chcą stanu nadzwyczajnego.

Jakiego? Konstytucja RP przewiduje trzy:
– stan wojenny,
– stan klęski żywiołowej,
– stan wyjątkowy.

Mówiąc trochę żartem, trochę serio – w ciągłym stanie wojny PO jest co najmniej od kiedy straciła władzę, więc nie chodzi o to. Może stan klęski żywiołowej? Ustawa o stanie klęski żywiołowej mówi, że może on być wprowadzony „dla zapobieżenia skutkom katastrof naturalnych” (art. 2). Czym jest taka katastrofa według ustawy w takiej sytuacji, jaką mamy teraz? Rozumie się przez nią „masowe występowanie chorób zakaźnych”, a na obecnym etapie (na szczęście) „masowego występowania” koronawirusa jeszcze nie ma. Istnieje duże prawdopodobieństwo (oby nie!) że będzie tak jak w zachodniej UE, ale aktualnie masowe ono nie jest.

Co nam (tzn. politykom PO) w tej sytuacji zostaje? Stan wyjątkowy.

Jak się ma stan wyjątkowy do wyborów? Wprowadzić może go „prezydent na wniosek Rady Ministrów na czas oznaczony, lecz nie dłuższy niż 90 dni, na części albo na całym terytorium kraju”. Przyjmijmy wariant maksymalny, czyli np. prezydent wprowadza go za tydzień na 90 dni, czyli trwałby on do początku lipca.

Smutny upadek Kidawy-Błońskiej. Jak PO własną kandydatkę utopiła

Najpierw uratowała Schetynie skórę po eurowyborach, później po fikcyjnych „prawyborach” wstawiona na stanowisko kandydatki na prezydenta, teraz…

zobacz więcej

Co dalej?

Wybory w takiej sytuacji mogłyby się odbyć dopiero po zakończeniu stanu wyjątkowego, za kolejne 90 dni. Możemy oczywiście przyjąć wariant pozytywny – do lipca epidemii dawno już nie ma, sytuacja gospodarczo-społeczna jest na tyle stabilna, że można przez trzy miesiące, tj. do października prowadzić normalnie kampanię wyborczą, bez wykorzystywania np. głębokiego kryzysu do podkopywania rywala czy podważania zaufania do państwa polskiego.

Czy to realne?

Nie sądzę. Myślę, że należy raczej przyjąć wariant, że w lipcu politycy opozycyjni, zamiast razem z rządzącymi (przy zachowaniu wszystkich różnic) zajmować się odbudową gospodarczą kraju – zajęci będą jeszcze bardziej zażartą kampanią wyborczą i trzymiesięcznym PR-em. Łatwo to sobie wyobrazić. Jeszcze więcej soku z buraka, hejtu w internecie i fakenewsów produkowanym na złość PiS (na zasadzie „a nuż któreś kłamstwo się przyklei”.

Abstrahując jednak od polityki – możliwy jest niestety wariant bardzo negatywny, czarny scenariusz tzn. w lipcu epidemia nie tylko będzie trwała, ale się pogłębi, a wtedy prezydent może – za zgodą Sejmu – stan wyjątkowy przedłużyć (wyobrażacie już sobie te zadymy z Nitrasem i Budką w ławach poselskich, granie ludzką tragedią, nabijanie sobie punktów przy debacie i głosowaniu?) o maksymalnie 60 dni.

Koronawirus a wybory korespondencyjne. Ziobro: wspieramy stanowisko Jarosława Kaczyńskiego

W sprawie majowych wyborów prezydenckich i głosowania korespondencyjnego wraz z Solidarną Polską stoimy po stronie Jarosława Kaczyńskiego i…

zobacz więcej

Wyniszczająca jesienna kampania wyborcza

Mamy wtedy kolejne dwa miesiące jatki, czyli wybory mniej więcej w grudniu 2020 r. W jakim miejscu wtedy wszyscy jesteśmy? Głębokiej zapaści ekonomicznej, społecznej, wykończenia nas wszystkich, bezrobocia, kryzysów społecznych, wzrostu przestępczości itd. itp. Oczywiście to wszystko zwieńczone kampanią wyborczą, gdzie główna partia opozycyjna (pomysłodawca przesunięcia wyborów) pokazała jak „odpowiedzialnie” podchodzi do pandemii, do komunikowania się ze społeczeństwem i do narzuconych restrykcji epidemiologicznych.

Wystarczy wspomnieć choćby przypadek wyjazdów Tomasza Grodzkiego, czy marszałka Struka, który tak mocno uwierzył w przekaz swojej partii, że po powrocie z Włoch 8 marca nie poszedł na kwarantannę, a później jeszcze uwierzył w nadzwyczajność testów i po pierwszym negatywnym dalej pracował, spotykał się z ludźmi, żeby po dwóch tygodniach dowiedzieć się, że jednak ma koronawirusa, testy nieomylne nie są i muszą być powtarzane, a przez niego kilkadziesiąt osób i ich rodziny poszły na przymusową kwarantannę. Jak mógł marszałek pomorski z Platformy Obywatelskiej o tym wiedzieć, prawda? Przecież on tej okropnej Telewizji Polskiej nie ogląda, a w innych mediach i w wystąpieniach kolegów wmawiano mu, że kwarantanna i dystans społeczny to pisowskie wymysły, a ważne są tylko „testy testy testy” dla każdego, bo Donald Tusk tak napisał na Twitterze.

Skupmy się na szybkim wyjściu z tego. Dla dobra nas wszystkich

Czy wybranie któregoś z tych wariantów jest dobre dla obywateli? Czy możliwie najszybsze zamknięcie tej kwestii w głosowaniu korespondencyjnym dla wszystkich, jak to zrobili w ostatnią niedzielę Niemcy w Bawarii to jakaś ujma dla demokracji? Czy silny mandat prezydenta (ktokolwiek miałby wygrać) nie jest niezbędny na czas kryzysu?

Czy wybory w październiku albo w grudniu z kryzysem zdrowotnym i gospodarczym na plecach, głosowanie po tym wszystkim to wariant bardziej demokratyczny? Niestety, niezależnie od intencji powtarzających te pomysły – mają one prawie tyle samo wspólnego z demokracją co Komitet Obrony Demokracji. Niedługo mamy święta Wielkiej Nocy, będziemy chcieli w spokoju je spędzić z rodziną, przynajmniej z nadzieją na to, że niedługo ten czarny sen się skończmy. Dajmy szanse sobie i innym – skupmy się wszyscy razem, żeby zachowując wszystkie zasady walki z koronawirusem – jak najszybciej go pokonać. Przecież w maju chyba wszyscy chcielibyśmy wrócić do życia, niezależnie od tego, czy ktoś idzie na wybory, czy nie i kto na kogo będzie głosował, prawda?

źródło: 
Podziel się komentarzem

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.